Ostatnio coraz częściej wydaje mi się ,że marzenia nie maja sensu. nigdy mi się nie spełniaja...mam wrażenie ,że nie dostane sie na studia...nie znajde fajnej pracy,nie zdam egzaminów,nie będe miała męża....chyba jestem do niczego...pisze to całkiem szczerze...na dworze znowu spadł śnieg....kocham zimę....jej białe drzewa, kryształowe sople, srebrzysty szron..wszystko jest takie piękne....ale czegos mi brakuje....jakas cząstka mnie czegos pragnie...ale czego? I choć bronie się od marzeń nigdy,nigdy nie trace nadzieji..choćby malutka jej cząstka , schowana głęboko ...zawsze jest. Bo gdy nie ma nadzei nie ma niczego....tyle razy zawiodłam się na ludziach ,ale wiem że jest ktoś , do kogo mam pełne zaufanie i na kim sie niezawiode,z kim (chcę czy nie chcę) spędze całe ziemskie życie. Tym kims jestem ja. Może to zabrzmi egoistycznie,może ktoś pomyśli "narcyz". to nie tak.ja po prostu rozmumiem siebie, wiem czemu co robie .... Lubie pobyć w samotności sama z sobą, tylko ja i moje myśli....w tedy wszystko lepiej rozumiem,mam lepszą kontrole. Polubiłam siebie taka jaką jestem i czy jest w tym coś złego?! Jestem jaka jestem ,inna nie będe! Wbrew temu czy ktomus się to spodoba....
"Zima na ramiona moje spadła
Niewinnością białym śniegiem
Pierwsza gwiazda już na niebie
Nie ma nie ma ciebie
Śnieg zasypał dzisiaj wszystkie drogi
Niewinnością białym płaszczem
Twoich śladów nie wypatrzę
Nie mam cię na zawsze...."